Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Czw 12:02, 26 Paź 2017    Temat postu: maly

W dole panowala ciemnosc. Tylko slup swiatla wpadal przez otwor. Widziala podstawe tarczy obrotowej i slyszala skrzypienie oraz kroki zwierzecia i czlowieka tuz nad glowa. Nie wlaczyl sie alarm.

Zadna istota ludzka nie wytrzymalaby dlugo takiej pracy, jaka wykonywal operator latarni. Jill byla pewna, ze straznicy czesto sie zmieniaja, moze nawet co godzine lub dwie. Zamierzala poczekac na schodach na zmiane warty.



Nie musiala czekac dlugo. Najpierw uslyszala halas w dole, potem szczekanie lancuchow i odglos otwieranej bramy. Juz byla wyczerpana, lecz zmusila sie do dzialania.

W dole ukazala sie pochodnia. Kiedy Jill zobaczyla trzymajaca ja reke, ruszyla szybko w gore, ocenila odleglosc od tarczy obrotowej, skoczyla i chwycila sie jej obiema rekami. Poczula cieplo i zauwazyla, ze tarcza jest wykonana z grubego drewna. Gdyby byla z metalu, z pewnoscia nie daloby sie jej utrzymac. Musialaby obmyslic inny plan.

Obrocila sie wolno razem z latarnia i czekala niespokojnie, az minie ja mezczyzna z pochodnia, ktora na krotka chwile oswietli szczyt wiezy. Jill miala nadzieje, ze mezczyzna nie rozglada sie czujnie, gdyz nie spodziewa sie niczego niezwyklego.

Istotnie. Byl wysoki i chudy, ubrany jak inni. Wyraz jego twarzy swiadczyl, ze z niechecia idzie do pracy. Wiszac w ciemnosci, przezyla chwile napiecia, kiedy zatrzymal sie tuz pod otworem, zeby zaczekac, az wol znajdzie sie miedzy nim a plomieniem. Na szczescie patrzyl w gore na latarnie, a nie na nia. W koncu ja minal. Ramiona bolaly i dokuczalo goraco, ale nie poddawala sie.

Straznik na wiezy nie ociagal sie z przekazaniem sluzby i nie rozmawial wiele ze zmiennikiem. Po minucie czy dwoch zszedl na dol po schodach, trzymajac pochodnie. Byl zbyt zaczadzony dymem i wymeczony zarem, zeby rozgladac sie za nieproszonymi goscmi. Przeszedl obok niej. Po kolejnym obrocie znalazla sie nad schodami, wdzieczna za nikle swiatlo pochodni i latarni. Zgodnie z oczekiwaniem skrzypienie tarczy zagluszylo jej kroki. Ruszyla za straznikiem w bezpiecznej odleglosci.

Na pierwszym podescie znajdowala sie zelazna brama. W swietle pochodni ukazalo sie kilka par drzwi. Mezczyzna zdjal z pasa duzy klucz. Halas zaniepokoil istoty znajdujace sie w pomieszczeniach. Uslyszala mamrotanie, syczenie i stukanie, jakby armia upiorow i innych stworzen domagala sie wypuszczenia na swobode. Przestraszylo ja to smiertelnie, ale najwyrazniej nie zrobilo wrazenia na mezczyznie.

Jill zwrocila uwage, ze straznik ma tylko jeden klucz, wiec zalozyla, ze jesli sa jeszcze inne bramy, ow klucz pasuje do wszystkich. A to oznaczalo, ze musi go zdobyc.

Nie miala dosc sily, zeby vacu warszawa
znokautowac straznika hakiem jak maczuga. Pozostawal sztylet. Wyciagnela go i zawahala sie, slyszac w glowie glos Mogarta dobiegajacy z innej przestrzeni i czasu.

"Zabiliscie kogos? Sadzicie, ze potrafilibyscie to zrobic? Gdyby to moglo powstrzymac katastrofe, a nawet odwrocic wiele z tego, co juz sie wydarzylo?"

Mezczyzna wsunal klucz do zamka i obrocil. Teraz albo nigdy. Niewinny czlowiek wykonujacy swoja prace. Moze ma gdzies zone i dzieci.

Podobnie jak poprzedniej nocy w bocznej uliczce, odezwal sie w niej instynkt. Sztylet powedrowal w gore i trafil precyzyjnie w cel. Mezczyzna zesztywnial, krzyknal z zaskoczenia i bolu i runal bezwladnie na podloge. Oddychal jednak i ruszal sie. Nikt na ganbanyouku
dole i na gorze nie uslyszal zamieszania, z wyjatkiem stworow czajacych sie za drzwiami. Wpadly w szal.

Jill przyskoczyla do lezacego, wyrwala mu klucz, a nastepnie wyciagnela sztylet z plecow. Byl caly zakrwawiony. Wytarla go o ubranie ofiary. Przez chwile myslala, ze zwymiotuje.

Wtem cialo zaczelo przechodzic przerazajaca transformacje. Skurczylo sie i sc

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group